Zaściankowy Ptasiek
Pod
światło widzę przez skorupkę zarys żółtka. niesamowite jak się
pomyśli, że tam właśnie zaczyna się ptak: że pióra, dziób i lot
zamknięte są w jajku. Chciałbym znależć się tam w środku i narodzić
się na nowo jako ptak. Chciałbym mieszkać w gnieżdzie i grzać się
pod piórkami Ptasi, dostawać od niej jeść, tulić się ciasno do
braciszków i siostrzyczek, czuć jak moje skrzydła nabierają mocy i
jak rosną mi pióra. (...)
...slyszę
cieniutkie piip-piip pierwszego nowo narodzonego pisklęcia.
(...)
Nachylony nad dużym
arkuszem papieru zdaje się nie słyszeć i nie widzieć nic co dzieje
się wokół niego - maluje. Nad koroną samotnego drzewa pojawia się
wielki pas agresywnej czerwieni, niebieska plama, zielony trójkąt i
w samym centrum tej niezwykłej tęczy - żółty owal, który być może
jest słońcem, być może kosmicznym jajem. Tak czy owak z tego
świetlistego środka kompozycji wylatują ku widzowi ptaki ledwo
zaznaczone dwoma dotknięciami pędzla. Są jak przecinki na tle
gęstej, żeby nie powiedzieć rozbuchanej kolorami przestrzeni, ale im
bardziej są ulotne, im mocniejszy jest kontrast między nimi a tłem,
tym bardziej przekonywująca jest iluzja lotu kilkunastu, może
dwudziestu ptaków.
- Mirek - mówi
jego opiekunka Alicja Rutka - trafił do Domu Pomocy Społecznej w
Zaściankach na peryferiach Białegostoku, jako kilkunastolatek z
upśledzeniem umysłowym. Od początu utworzenia pracowni plastycznej,
a będzie to już blisko dziesięć lat temu, chętnie uczestniczy w
zajęciach, ale nie daje się „prowadzić”. Robi to co chce, a chce
malować ptaki i maluje je tak, jak chce.
Inny „ptasi” gwasz Mirka, to
kompozycja podzielona na dwie wyraźnie odrębne strefy. Dolna,
utrzymana w ciemnym kolorycie z przewagą fioletu, to strefa ziemi z
mocnym zarysem domu, wiodą doń drzwi, ale za tyleż ozdobną co
niustępliwą kratą. W górnym pasie obrazu na oranżowym niebie lecą
ptaki, nieskończenie samotni wędrowcy. Mirek namalował ten obraz na
Ogólnopolski Konkurs Plastyczny dla Dzieci i Młodzieży
Niepełnosprawnej organizowany w Zamościu od początku lat 90. pod
hasłem ŚWIAT MOICH MARZEŃ.
Z okazji
pokonkursowej wystawy napisano wówczas: "Tak duże zainteresowanie
akcją świadczy o ogromnej potrzebie stwarzania warunków do twórczego
rozwoju dzieci, klimatu życzliwości, dobroci, tolerancji i miłości.
Nie żyjemy przecież wcale w innych światach". Czyżby? Na tym obrazie
"sprawnego inaczej" malarza z podbiałostockich Zaścianek, granica
między dwoma zdecydowanie innymi światami jest aż nadto wyraźna
jeśli nie wręcz nieprzekraczalna.
W następnym tygodniu już
wszystkie pisklaki próbują stawać na krawędzi gniazda. Przechodzi to
w nowy obyczaj. Widać, że przygotowują się do latania. Ćwiczą
skrzydła jak najęte: wspinają się na palce, rozcapierzają nagie
kikutki i trzepią nimi w tempie przekraczającym prędkość światła.
Ciekawe, czy chociaż trochę je unosi. Próbuję też tak machać rękami,
ale nie czuję za grosz unoszenia. trzeba mieć pióra. (...) Trzeba
poczuć, że powietrze jest gęste i można się na nim oprzeć. (...)
Pisklaki już próbują zerwać kontakt
z ziemią. jakby wiedziały, że ich miejsce jest w powietrzu. (...) Z
początku każdy przelot z poprzeczki na poprzeczkę jest dla nich
wielką przygodą; spadają raz po raz i kotłują się z wielkim
trzepotem na podłodze. (...) A jednak wszystkie w końcu jakoś sobie
radzą i po kilku dniach rozpoczynają prawdziwe loty ćwiczebne.
Zarówno w starszych jak i
najnowszych pracach malarza ptasich lotów zawsze pojawiają się
nieodmienie dwa te same motywy: ptaki szybujące ku słońcu lub po
łuku tęczy. Trudno przeoczyć, że to zawładnięcie wyobraźni przez mit
Ikara graniczy z obsesją, a na pewno jest erupcją pragnień i marzeń
człowieka skazanego na Dom Pomocy Społecznej, człowieka, który być
może nigdy nie słyszał o zuchwałym synu Dedala i jego locie ku
słońcu.
Słońca Mirka, malowane
akwarelą, gwaszem lub ulubionymi kredkami, są ogromne, często nie
mieszczą się na kartce z rysunkowego bloku, więc pojawiają się jako
fragment wielkiej gwiazdy tworzącej układ dzięki któremu rosną
drzewa i latają ptaki. Często jest to wielka gorąca kula w centrum
kompozycji namalowana tak, jakby pensjonariusz Domu w Zaściankach
wiedział, że w każdej sekundzie na słońcu miliony ton wodoru
zamieniają się w hel wytwarzając energię, której 0,005 % starczyłoby
na pokrycie energetycznych potrzeb całej ludzkości. Niepojęte, ale
tak to jest, i muszą to przyznać nawet ci, którzy jak diabeł
święconej wody boją się grzechu nadinterpretacji.
Tęcza, jedno z ładniejszych zjawisk
świetlnych, to słodkie załamanie i popisowe rozszczepienie promieni
słonecznych, ma dla Mirka dwojakie znaczenie: dekoracyjno-malarskie
oraz symboliczne. Barwne łuki w sposób naturalny pojawiają się w
jego i tak bardzo kolorowych pracach sprawiając wyraźną przyjemność
temu samorodnemu talentowi. Jednak nie na samej zabawie kolorami się
kończy, bo Mirek zdaje się pojmować tęczę jako swoistą drogę tych co
to „nie sieją ani żną”, a „Ojciec niebieski żywi je”. Stąd też w
jego pracach obok regularnych łuków tęczy po których lecą ptaki,
pojawiają się perspektywicznie namalowane pasy koloru, po których
jak po niebiańskiej autostradzie mkną klucze żurawi.
Ptaki w malowidłach Mirka odnajdują
się też w innych sytuacjach. Do ciekawych, choć rzadszych, należy tu
ptak i drzewo, a także ptak i chmury - zawsze będzie to naturalne
środowisko ptaka, znane autorowi zapewne z obserwacji ale
przetworzone wedle jego wyobrażeń o świecie.
Fruwa tak, jakby nie miał wokół
siebie nawet powietrza. Kiedy podrywa się z dna klatki,rozpościera
skrzydła dopiero gdzieś na wyskości dwóch stóp. Kiedy opada z
najwyższej poprzeczki, skrzydełka trzyma cały czas złożone i otwiera
je tylko jeden jedyny raz: tuż przed zetknięciem z podłogą klatki.
Wyfląda, że można by mu było oskubać skrzydła do gołej skóry, a on i
tak by fruwał. Fruwa bo się nie boi, a nie tylko dlatego, że ptak
powinien fruwać. Jego lot jest zuchwałym aktem twórczym. (...)
Fruwać to coś znacznie więcej niż machać skrzydłami. (...)
Lubię kanarki za to, że tak ładnie
fruwają. Tor ich lotu jest prawie zygzagowaty. Kanarek podfruwa w
górę aż do pełnego nieomal wytracenia szybkości, po czym pikuje w
dół, i znowu w górę, i z powrotem. (...)
Jedyną przewagą ptaka jest to, ze
może odlecieć. jeśli Ptasia wie, jak bardzo bezbronna jest w klatce,
musi to być straszliwe uczucie. Mimo to wciąż jest gotowa do
ucieczki, chociaż nie ma dokąd uciekać. Próbuję sobie wyobrazić,
jakbym się czuł, gdyby jakieś gigantyczne ptaszysko podeszło pewnego
dnia do mojego okna trzymając w szponach tackę frytek albo hot-doga.
Jakbym się zachował? (...)
Dzikiego
ptaka nigdy nie trzymałbym w klatce. Nie uwięziłbym ptaka, który już
wie, co to znaczy wzlecieć do nieba.
Mirek lubi łabędzie. Podoba mu się
ich dumna niezależność było nie było symbolu doskonałej piękności i
poezji zanim ptak trafił na makatkę rywalizując z jeleniem o palmę
pierwszeństwa w kategorii kiczu doskonałego. Maluje łabędzie w locie
i choć ornitolog dzielący ptasie loty na szybowcowe, faliste,
prostolinijne, wiosłowe etc. miałby pewnie wątpliwości, to dla
malarza jest oczywiste, że tak lata tylko łabędź, no, może jeszcze
dzika gęś.
Jednym z bardziej
ineresujących rysunków Mirka jest pastelowy rysunek klucza żurawi.
Ptaki lecą tęczową autostradą, każdy zaznaczony dwoma, najwyżej
trzema kreskami kredki, ale w tych nadzwyczaj oszczędnych znakach
graficznych można rozpoznać szlachetną linię sylwetki ptaka z
wyciągniętą szyją zasłużenie cieszącego się opinią wybornego
tancerza i arystokraty biebrzańskich bagien. Nie jest też dziełem
przypadku, że właśnie żuraw - kwintesencja nostalgicznej wędrówki -
znalazł się na największej tęczowej autostradzie malarza z
Zaścianek.
Maluje klucze dzikich
gęsi, zdyscyplinowane szeregi kaczek, beztroskie gromady szpaków,
krzykliwe stada wron , a także jastrzębia - mistrza błyskawicznego
ataku - walczącego w powietrzu. Ptak jest dla niego obiektem wartym
najwyższego zainteresowania, symbolizuje słońce i wiatr, bez
przeszkód porusza się w przestworzach - jest wolny. Gdyby los
sprawił, że Mirek byłby kimś innym niż jest, być może zostałby
sławnym ornitologiem, pilotem szybowców, albo rozmawiałby z ptakami
jak św. Franciszek. Tymczasem od lat tworzy w Zaściankach ptasią
galerię, ktorej królem jest bajkowy ptak złotopióry lecący na
obrazie Mirka w promieniach złotego słońca.
Wzlatuje na sklepienie klatki i
śpiewa. Śpiewa, jakby próbował coś powiedzieć. (...) W jego śpiewie
jest bezmiar powietrza, moc skrzydeł i delikatność piór. Alfonso
opowiada Ptasi, jak to będzie, gdy przyjmie jego mały kutasik do
swej małej dziurki. Śpiewa miłosną pieśń, która nie wymaga
tłumaczenia. Śpiewa o rzeczach, których nie mógł widzieć ani znać w
awarium u pana Lincolna. Przekłada na pieśń obrazy, które musiał
mieć we krwi. Jest to pieśń o rzekach i o szemrzącej wodzie, pieśń o
polach i o ziarnie spoczywającym tam, gdzie powinno spoczywać. (...)
Słuchając Alfonsa tamtej nocy odkryłem rzeczy, o których wiedziałem,
że być muszą, ale których dotąd nigdy nie znałem. Była to pieśń
kogoś, kto potrafi latać. (...)
Śpiewa tak: Leć ze mną; suche
strzałki dmuchawca suną w kryształ nieba, to ty i ja. Niżej góry się
garbią i chmury kołują, krowy drzemią po brzuch siódmy w koniczynie.
Razem szybujemy w spiralnych prądach powietrza, nie dbamy o nic. Ty
jesteś mną, ja tobą, rozwijamy skrzydła, by szukać żyznych pastwisk
i najcichszych brzegów.
Od pospolitego wróbla,
poprzez ptaka złotopiórego i ptaki rajskie, droga wiedzie wprost do
świata serafinów i cherubinów, aniołów zwykłych i archaniołów.
Malarz ptaków zafascynowany ich podniebnymi lotami nie mógł pozostać
obojętny wobec tych skrzydlatych istot - rzeźbi anioły. Tworzy
płaskie hieratyczne figury wycięte w desce. Taki jest anioł w
czerwonej szacie, którego rangę podkreślają posrebrzane skrzydła i
jego dosłownie otwarte sece, bo „fruwać to coś więcej niż machać
skrzydłami”.
Śpiewanie jest jak lot.
gdy śpiewam, zamykam oczy i widzę siebie w locie między i ponad
drzewami. jestem pewien, że o tym właśnie śpiewają kanarki.
Zamknięto je w klatkach, ponieważ śpiewały, a teraz spiewają, gdyż
są zamknięte w klatkach. (...)
Jedna
z moich pierwszych pieśni brzmi tak: Nie ma ani krzty lęku, gdy
fruwasz swobodnie. (...) Za chwilę ziści się marzenie mojego snu.
Będę fruwał na wolności. (...)
Latam
nad dachami i drzewami, czasem bardzo wysoko pod niebem. Wydaje się
to takie łatwe, choć jestem już znacznie bardziej sobą niż ptakiem.
To ja, chlopiec, tak latam. macham ramionami jak skrzydłami i
wszystko jest proste. Latam, bo wiem, że mogę latać. W snach zawsze
tęsknię za kimś drugim, kogo mógłbym nauczyć latania.
Bez reszty owładniętego
odwiecznym marzeniem człowieka o przezwyciężeniu sił grawitacji
pensjonariusza Domu Pomocy Społecznej fascynuje wszystko „to co
lata”. Mirek maluje balony, samoloty, kosmiczne pojazdy, a jeden z
obrazów zatytułował „Ciotka w samolocie”.
Andrzej
Koziara
(w tekście wykorzystano fragmenty z „Ptaśka” Williama
Whartona)
|